top of page

"Zacznij od nowa" Część pierwsza



Ja


Zadziwiające jak życie potrafi się zmieniać. W ciągu zaledwie jednej sekundy, minuty. Raz daje wszystko, innym razem wszystko odbiera. O przewrotności losu przekonałam się na własnej skórze. Ponownie. Tym razem otrzymałam to, o czym od dawna  marzyłam, choć nie spodziewałam się tego. Nie czekałam, do niczego nie dążyłam, o nic nie zabiegałam. Szczęście przyszło do mnie samo. Nieproszone. Zapukało do drzwi, które na oścież otworzyłam, wpuszczając jego wielką dawkę do środka. Nie zatrzymałam się ani na chwilę, aby przemyśleć sytuację. Zastanowić się nad zyskami i stratami. Przewartościować to, co miałam i to, co właśnie zyskałam. Zaryzykowałam, poszłam za ciosem. Kierowałam się sercem i wewnętrznym przekonaniem, że to co robię ma sens; że tak właśnie trzeba. Kobieca intuicja wzięła górę. Postępowałam nie zastanawiając się nad kolejnymi krokami, podążałam za głosem serca, podjęłam ryzyko. Dzisiaj wiem, że było warto, że to ma sens.


Jeszcze dwa lata temu byłam zupełnie inną kobietą. Pogubiłam się we wspomnieniach, które w sobie pielęgnowałam, zamiast dać im odejść. W pędzie życia, pomiędzy ”być  i mieć”. W przeszłości nie zawsze dobrej, która skrzywdziła mnie, złamała. Co mnie definiowało? Przeszłość właśnie. I serce twarde niczym stal. Założenia tak bezsensowne, że aż niewiarygodne.


Pewnego wieczoru, gdy mój dom spał snem sprawiedliwego, poczułam silne ukłucie w sercu. Do samego rana nie pozwoliło mi ono zasnąć. To niespokojne wyrywanie się duszy, która krzyczy bezgłośnie: „Wstań i idź!”. nie dawało mi spokoju. Gdybym nie była sobą, wbrew pozorom kobietą uczuciową, tęskniącą za miłością i stabilizacją, za schematem nigdy nie posiadanej pełnej rodziny, zapewne duszę przywołałabym do porządku, natrętne myśli odgoniła od siebie i kolejnego poranka rzuciła się w wir życia, którego z całego serca nie znosiłam. Zamiast tego przetrwałam kolejny piątek w korporacyjnym wyścigu szczurów, wróciłam do domu po południu. Jako przykładna matka ugotowałam obiad, zaopiekowałam się dziećmi, a późnym wieczorem, gdy te już spały, otworzyłam ulubione czerwone słodkie wino i rozpoczęłam rozmowę. Rozmowę samą sobą. Opowiedziałam samej sobie o tym czego pragnę, co mnie boli, za czym tęsknię. Spotkałam się z Alicją po drugiej stronie lustra. To była przyjemna, choć wyczerpująca dyskusja. Pod sam koniec, gdy leżałam w pustym, zbyt dużym łóżku wypowiedziałam jedno zdanie. W zasadzie dobrą radę dla siebie samej: „Zacznij od nowa”.


Tak właśnie zrobiłam. Ułożyłam plan, a jego realizację rozpoczęłam kolejnego dnia. Uparcie, bez wytchnienia. Bez niepotrzebnego zastanawiania się czy to co robię ma sens. Niespełna dwa lata temu byłam samotną (bardzo!) matką. Matką uwikłaną we własne emocje i uczucia dzieci nieposiadających ojca. Dzieci, których smutny wzrok pełen niewypowiedzianych pytań omijałam szerokim łukiem. Nie dlatego, że na ich pytania nie miałam ochoty odpowiadać, a dlatego, że nie potrafiłam słownie przeprosić za krzywdę wyrządzoną przez los. Nie umiałam spełnić ich marzeń. Zdałam sobie jednak sprawę, że potrafię zrobić jedną rzecz – zmienić nasze życie. Wrócić do korzeni. Do miejsca, do którego moja córka i syn są przyzwyczajeni. Zrobić coś, co nie będzie wykonane z myślą o mnie – kolejny raz wyjechać. Rzucić to, co budowałam przez ponad trzy lata, zapomnieć o korporacjach, wyścigach, dobrych pieniądzach. Zacząć ponownie, od niczego, od zera. I dopiero, gdy moje stopy dotknął obcej ziemi po półtoragodzinnym locie samolotem ziemi, zastanowić się: „Czy dobrze zrobiłam?”.


Czy się zastanawiałam? Nie. Nigdy. Moją przygodę z obcym i jednocześnie dobrze znanym z przeszłości krajem rozpoczęłam od utraty pracy i dachu nad głową. Jak to się stało? Trafiłam na ludzi, którym zaufałam, choć nie powinnam. Uwierzyłam w prawdę, będącą kłamstwem. Co zrobiłam, gdy zostaliśmy bez dachu nad głową? Nie, nie płakałam. Nie załamywałam rąk. Nie miałam na to czasu. Szkoda mi było energii na bezsensowne użalanie się nad sobą, nad nami. Musiałam biec po więcej, znaleźć rozwiązanie w trudnej sytuacji, zorganizować nasz porozbijany świat na nowo.


Dzisiaj, niespełna dwa lata później, jestem mamą trójki dzieci. Mam dwie córki – piętnastoletnią  Amandę, czternastoletnią Shirę i dziesięcioletniego syna, Amadeusza. Mężczyzna spotkany kilka lat temu przez przypadek, Emil, niedługo zostanie moim mężem. Mamy dwa szalone psy i wciąż za małe mieszkanie, niemogące pomieścić naszego szczęścia. Moja firma, otwarta z wielkim lękiem i niepewnością zatrudnia sto pięćdziesiąt osób. Nowi ciągle przybywają. Czy to, o czym teraz piszę jest w ogóle możliwe? Tak, to możliwe. Wszystko jest możliwe. Niemożliwość nie istnieje. Nie mów mi o tym, że niebo jest twoim limitem, podczas gdy gdzieś tam, w galaktyce są jeszcze gwiazdy, a na księżycu odciski ludzkich stóp!


Chcesz wiedzieć, jak doszło do tego, iż będąc upadającą emocjonalnie kobietą, stałam się najszczęśliwszym człowiekiem świata? Opowiem Ci o tym. Zaparz ulubioną kawę lub herbatę, usiądź wygodnie w fotelu lub na sofie i posłuchaj, a właściwie poczytaj. Zabiorę Cię na chwilę do mojego szalonego, nieprzewidywalnego świata pełnego miłości, przyjaźni i zaufania. Przekonasz się, że nic nie trwa wiecznie, nawet samotność, którą teraz odczuwasz. Wszystko można zmienić. Trzeba tylko chcieć i wierzyć, że się uda.

Komentarze


bottom of page