top of page

"Zacznij od nowa" Część czwarta


Shira


Shira? Obok moich potomków jest najpiękniejszym dzieckiem świata. Umysłem i ciałem. Nasze początki nie były łatwe. Obie stąpałyśmy po grząskim gruncie. W przekonaniu Shiry zabierałam jej ojca. Ja, w rozumowaniu matki, robiłam co mogłam, aby przekonać do siebie dziecko zagubione pomiędzy rozstaniem i rozwodem rodziców oraz nowym związkiem taty. W pewnym momencie, sama nie wiem którym, udało nam się nawiązać nić porozumienia. Znaleźć wspólną linię frontu, a nawet zaprzyjaźnić. Pokochałam to dziecko miłością matczyną. Czystą, niezależną od niczego. Shira, oprócz tego, że jest mądra i kochana, jest też śliczna. Jej zielone oczy ujmują moje serce, ponieważ są tak bardzo podobne do oczu Emila. Pełne nadziei, tęsknoty, czegoś, co upragnione, ale niewypowiedziane. Ona sama, w tamten pamiętny piątek, była zagubionym dzieckiem świecie dorosłych. Nieokreślonym, nie ukierunkowanym, wystraszonym.


Co pomyślałam, gdy na wysokich szpilkach wybiegłam na spotkanie Emilowi, a za jego plecami pojawiła się przerażona Shira? „Coś się do cholery dzieje?”. Jego oczy mówiły: „Przepraszam, to wydarzyło się tak szybko, nie było czasu, żeby cię o tym poinformować”. Zrozumiałam, że za chwilę stanie się coś bardzo ważnego. Coś, co zmieni nasze codzienne życie na zawsze. Patrząc w smutne, płaczące oczy Shiry podświadomie nastawiłam się na walkę. W ciągu zaledwie kilku sekund gotowa byłam na bitwę, choć nie wiedziałam gdzie i z kim przyjdzie mi ją stoczyć. Czułam każdym porem skóry, że dzieje się coś niedobrego, że należy chronić to cierpiące dziecko, że jako matka muszę stanąć na wysokości zadania i zrobić co w mojej mocy, aby znów się uśmiechała.


Patrząc pytająco w pełne żalu oczy Emila, zapytałam bezgłośnie co się stało, a gdy pokiwał jedynie przecząco głową, dając mi znak, iż brak mu w tej chwili sków, aby szybko opisać sytuację, oddałam mu trzymaną w lewej ręce torbę i szczelnie objęłam Shirę, która rzuciła się w moje ramiona zaraz po tym, gdy dosłownie wybiegłam na spotkanie Emilowi.


Łkała tak głośno, że ludzie z zaciekawieniem oglądali się na nas. Żal rozdzierał jej i moje serce. Pozwoliłam dziewczynce wypłakać się przez chwilę, a potem delikatnie odsunęłam od siebie, otarłam wielkie zielone oczy z resztek łez, ujęłam piękną twarzyczkę w obie dłonie i najczulej, jak tylko potrafiłam, zapytałam:


- Gwiazdeczko, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? – Ucałowałam mokre od potu czoło.


- Ona mnie nie chce! Tak powiedziała: „Skoro ciągle o nich mówisz, to sobie z nimi zamieszkaj. Ja mam dość słuchania o tym jaki twój tatuś i jego dziewczyna są dobrzy i wspaniali. Dość tego!” – Wyrzuciła z siebie jednym tchem.


Zazdrość matki Shiry o nas, o to, że w naszym czuje się dobrze nie była dla mnie nowością. Wybuch, o którym dziewczynka właśnie opowiadała był trzecim, jaki przeżyliśmy. Poprzednie udało się zażegnać, a relacje Shiry z rodzicielką wróciły do normalności.


- Mama powiedziała, żebyś z nami zamieszkała, bo opowiadałaś o nas? – Upewniłam się. Dziewczynka pokiwała jedynie głową.


- Kazała mi się wynosić. Tak powiedziała: "Wynoś się do nich." – Mówiąc to, załkała ponownie. – Proszę nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj mnie samej. – Błagała, teraz nie chlipiąc, a płacząc głośno.


- Shira, kochanie, uspokój się. Porozmawiajmy spokojnie. Nie zostawiam cię, ani ja ani tato. Gdzie jest mama? – Zapytałam.


- Czeka na nas w tamtej kawiarni. – Emil pokazał dłonią lokal tuż przed nami. – Nie chciałem przeszkadzać ci w spotkaniach. To wydarzyło się tak szybko – najpierw telefon Małej, żebym jak najszybciej ją zabrał. Potem rozmowa z nią, a właściwie słuchanie krzyków i pretensji w słuchawce, a potem tutaj, gdzie się z matką Shiry umówiłem. Przepraszam, powinienem cię uprzedzić, zawiadomić jakoś. Chciałem przełożyć to spotkanie na inny dzień, na jutro, lecz Shira nie dawała się przekonać. – Słuchając potoku słów, które w dziwnej panice wyrzucał z siebie gestykulując, tuliłam do piersi roztrzęsione dziecko i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Matka nakazała dwunastolatce wynosić się z domu? Naprawdę? Tak po prostu, zdecydowała ją oddać?


- Przestań mnie przepraszać. Nic się przecież nie stało. Idziemy. – Chwyciłam Shirę za drobną dłoń i ruszyłam przed siebie. Lewą dłoń wcisnęłam w ciepłą dłoń Emila i parłam na przód niczym buldożer. Chciałam jak najszybciej skonfrontować się z tą nieczułą, apodyktyczną, rozpieszczoną przez bogatych rodziców i pustą kobietą.


- Może najpierw porozmawiajmy? Ustalmy jakiś plan działania? – Proponował Emil.


- Tutaj nie ma o czym rozmawiać. Należy działać, załatwić to raz na zawsze. Shira, gwiazdeczko, nie płacz. – Nadal próbowałam pocieszać dziewczynkę. – Wszystko się ułoży, obiecuję.


Do lokalu weszliśmy, choć miałam ochotę biec do stolika, gdzie siedziała ta cholera spokojnie wpatrując się w przestrzeń. Przysięgam, ledwo powstrzymałam się przed potrząśnięciem nią najmocniej, jak tylko potrafię. To była krótka, wypełniona emocjami rozmowa. Dopiero dzisiaj, po niemal tygodniu od tamtego zdarzenia rozumiem milczenie Emila oraz jego pytanie, czy nie powinniśmy najpierw ustalić planu postępowania. Nie był bierny, jak wydawało mi się wtedy. To ja nie pozwoliłam mu dojść do głosu. Zwyczajnie bał się, że odeślę jego córkę do domu, nie zgadzając się, aby została z nami na dobre. Jak mógł tak myśleć, zastanawiam się. Czy to normalna reakcja? Czy obawa, którą ja również bym czuła, gdybym była na jego miejscu?


- Witam – przywitałam się chłodno, siadając naprzeciw matki Shiry. – Gwiazdeczko, usiądź. – Poprosiłam dziewczynkę.


Emil zajął miejsce po mojej lewej stronie, pod stołem ujął moją rozdygotaną dłoń w swoje ciepłe i miękkie, dodając mi tym samym otuchy. Oto miałam stoczyć najważniejszą rozmowę dnia, ważniejszą od którejkolwiek rozmowy biznesowej. Tutaj gra toczyła się o szczęście i bezpieczeństwo małego człowieka. Żadne umowy z kontrahentami, żadne pieniądze nie równały się z pertraktacjami, które miałam stoczyć.


- Wygląda na to, że musimy porozmawiać. Poważnie. Dobrze więc się stało, że spotkaliśmy się dzisiaj – zaczęłam. – Shira opowiedziała mi właśnie o tym, co zaszło. Emil w skrócie przedstawił sprawę. Chciałabym wiedzieć jakie jest twoje stanowisko i jak rozwiążemy to, co się stało. – Nie miałam ochoty dłużej bawić się w nic nieznaczące konwenanse. Kobieta siedząca naprzeciwko mnie, straciła w moich oczach na zawsze. Wyzbyłam się resztek szacunku do niej i jedyne czego w tamtym momencie pragnęłam, to jak najszybciej odbyć rozmowę z nią, oszczędzić dziewczynce bólu i rozczarowania ze strony matki.


Nie potrafię przywołać w pamięci wszystkich wypowiedzianą przez nią słów Bredziła coś o tym, że Shira jej nie kocha, że wciąż słucha opowieści o nas i naszej rodzinie, o czasie wspólnie spędzanym, a to okropnie ją irytuje. O braku miłości ze strony córki i szacunku do niej, jako matki. O tym, że się poddaje, że dłużej tak nie może; że skoro Małej tak dobrze z nami, to niech sobie idzie, choćby dzisiaj i nigdy więcej nie wraca. Słuchałam z zapartym tchem, z niedowierzaniem, mocno ściskając dłonie Emila. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że Shira jest świadkiem tych raniących, niedorzecznych słów, a przecież nie powinno tak być. Mnie raniły do granic, a co dopiero mówić o uczuciach dwunastolatki.


- Shira, gwiazdeczko, biegnij do toalety umyć dłonie. – Oprzytomniałam. Chciałam na chwilę pozbyć się dziewczynki, aby otwarcie powiedzieć to, co miałam do powiedzenia.


- Ale ja nie mam brudnych dłoni. – Shira patrzyła na mnie wielkimi, szeroko otwartymi oczami, kompletnie zaskoczona moją prośbą.


- Biegnij, umyj na wszelki wypadek, gdyby jednak były brudne. – Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i pogłaskałam ją po nadal drżących pleckach. Zrozumiałam chyba dlaczego powinna na chwilę odejść od stołu, skinęła głową i udała się do toalety.


- Mnie tak nie słucha – sarknęła jej matka.


Zignorowałam niepotrzebną, uszczypliwą uwagę, odetchnęłam głęboko, zebrałam się w sobie i mocniej ściskając dłoń Emila, zaczęłam:


- Słuchaj uważnie, bo mamy mało czasu. Shira nie powinna być świadkiem naszej rozmowy i bardzo żałuję, że musiała słuchać twoich idiotycznych wywodów. W nosie mam jaką jesteś matką i dlaczego akurat taką. Co mnie natomiast interesuje, to dobro Shiry. Tylko i wyłącznie. Twoja zazdrość o nas, o naszą rodzinę i o to w jaki sposób z Małą spędzamy czas, to twój problem. Wyjaśnię ci krótko, dlaczego jej z nami dobrze – dajemy z siebie maksimum energii i siły, miłości i zrozumienia. Obraliśmy sobie za cel uszczęśliwienie dzieci i realizujemy go dzień po dniu. Tylko to się dla nas liczy. To dlatego są z nami szczęśliwi. Bo my żyjemy dla nich, również dla Shiry. Ty widocznie masz inny cel, skoro dziecko nigdy nie opowiada o tobie, a zawsze o nas. Ale to twój problem, nie nasz. To ty się kiedyś będziesz rozliczać ze swojego postępowania. Dzisiejsza sytuacja jest trzecią, kiedy Shira przez ciebie płacze, gdy ją od siebie wyganiasz. Trzecią i ostatnią. Mam tego dosyć, rozumiesz? Możesz myśleć i mówić o mnie co tylko chcesz, mam to głęboko w dupie, słyszysz? Więcej nie pozwolę ci jej skrzywdzić, bo bez względu na to, co o mnie sądzisz, Shira jest również moim dzieckiem. Moim, bo Emila. Wrócisz z nią teraz do domu, spakujesz jej rzeczy, a my wieczorem po nią przyjedziemy. W poniedziałek Emil skontaktuje się ze swoim adwokatem. Zrzekniesz się praw rodzicielskich i przed sądem przekażesz nam pełną opiekę, jasne? Ostrzegam cię, od dzisiejszej decyzji nie ma odwrotu. Jeśli kiedykolwiek, choć raz spróbujesz skrzywdzić Shirę, rozwalę ci tą piękną, wypacykowaną buźkę, zrozumiano? A teraz zamknij się i więcej nie odzywaj, bo do stolika wraca niczemu nie winne dziecko. – Zakończyłam szeptem, choć w środku gotowały się we mnie emocje. Miałam ochotę zrównać ją z ziemią. W tamtym momencie nienawidziłam jej z całego serca. Głupia, pusta cipa.


Wstałam od stołu, a za mną Emil. Poprawiłam spódnicę, odetchnęłam głęboko, a na twarz przywołałam najpiękniejszy, najbardziej pokrzepiający uśmiech, na jaki było mnie w tamtym momencie stać. Shira niepewnie zbliżyła się do stolika i usiadła na wolnym krześle. Zbliżyłam się do niej, przykucnęłam, pogłaskałam po gładkim policzku. Ujęłam w dłonie jej drobne, chłodne rączki.


- Posłuchaj, Gwiazdeczko – zaczęłam. – Pojedziesz teraz z mamą do domu…


- Nie, nie, proszę, nie rób mi tego. – Rozpłakała się jak na zawołanie. – Nie zostawiaj mnie!


- Najpierw posłuchaj, kochana moja, a dopiero potem komentuj – puściłam do niej oczko i zaczęłam ponownie. – Pojedziesz teraz z mamą do domu i spakujesz swoje rzeczy. Teraz jest siedemnasta. Przyjedziemy po ciebie około dziewiętnastej, zdążysz? – Patrzyłam na dziewczynkę, uśmiechając się delikatnie.


- I co będzie potem? – Zapytała niepewnie z nadzieją w głosie.


- Potem? Hmm… - udałam, że głęboko się zastanawiam. Cmoknęłam dla lepszego efektu, wzniosłam oczy do nieba. – Potem będzie pierwszy dzień reszty naszego wspólnego życia. Tak, to będzie potem, moja Gwiazdo.


Odetchnęła z ulgą tak, jakby właśnie zrzuciła z ramion największy ciężar.


- Czy to znaczy, że teraz zamieszkam z wami? – Upewniała się.


- Tak, to oznacza, że teraz zamieszkasz z nami. Chcesz?


- Najbardziej na świecie! – Krzyknęła zadowolona, klasnęła w dłonie.


- Cieszę się. My również tego chcemy najbardziej na świecie. W takim razie ruszamy. Odprowadzimy cię do samochodu i spotkamy się za dwie godziny. Gdybyś skończyła pakować się szybciej, po prostu do nas zadzwoń, dobrze? – Objęłam Shirę ramieniem i ruszyłam do wyjścia, nie oglądając się za siebie.


- Tatusiu, a ty się cieszysz? – Zapytała, gdy szliśmy zatłoczoną ulicą w centrum Rotterdamu. Świat pędził, samochody trąbimy, mijający nas ludzie rozmawiali, śmiali się głośno, a my w milczeniu podążaliśmy ku nowej przyszłości.


- Czy ja się cieszę? Cóż to za pytanie? - Emil chwycił córkę w ramiona, podniósł do góry i kilkukrotnie obrócił się wokół. Mała piszczała uradowana. – Jestem najszczęśliwszy na świecie! Już nigdy nikomu cię nie oddam, nigdy! – Krzyknął.


Moje serce rosło, gdy idąc zatłoczoną ulicą, patrzyłam na tę dwójkę. To był najpiękniejszy obraz na świecie. Ojciec i jego dziecko, szczęśliwi, uśmiechnięci. Pełnia radości, której nic nie mogło zburzyć.


- O dziewiętnastej będziemy. – Powiedziałam, gdy Shira siedziała na tylnym siedzeniu i machała nam na pożegnanie. – Nie radzę ci teraz zmieniać zdania i krzywdzić Małej jeszcze bardziej. Nie próbuj się wycofywać. Powiedziałaś A i powiedz B, zrozumiano? -  Przez ponad półtora roku udało mi się poznać tę kobietę dość dobrze. Mówiła jedno, robiła drugie. Podejmowała decyzje, po czym wycofywała się z nich w mgnieniu oka.


Relacje z matką Shiry od początku były drogą przez mękę. Początkowo w ogóle nie akceptowała naszego związku. Uważała, że Amanda i Amadeusz zawsze będą stawiani na pierwszym miejscu, przez co Shira zostanie odsunięta na boczny tor, będzie przez nas krzywdzona. Nigdy się tak oczywiście nie działo, ale dużo czasu minęło zanim udało nam się z Emilem przekonać ją do tego, iż Mała traktowana jest na równi z moimi dziećmi i absolutnie nie cierpi. Zadowolenie dziewczynki z pobytów u nas mówiło samo za siebie. Kiedy ten problem mieliśmy za sobą wciąż pojawiały się kolejne. Odwoływane w ostatniej chwili dodatkowe dni, na które mieliśmy na przykład zaplanowane krótkie wakacje, wypady za miasto, wycieczki. Przesuwanie regularnych spotkań ustalonych przed sądem. Podrzucanie Shiry, niczym nie chcianej zabawki, stawianie w sytuacji, gdy nie przygotowani na jej wizytę, przebywaliśmy poza domem, a dziewczynka musiała długie minuty stać przed drzwiami i czekać na nasz powrót. Takich sytuacji mieliśmy bez liku. Najbardziej drażniło mnie i wyprowadzało z równowagi nachodzenie nas w celu sprawdzenia co robimy. Kontrolowanie czy przypadkiem nie zaniedbujemy dzieciaków i nie znajdzie na nas haka.


Próby oddawania nam Shiry pod stałą opiekę również przechodziliśmy. Trzykrotnie. Współczułam Małej huśtawek emocjonalnych fundowanych przez rodzoną matkę. Rozerwania pomiędzy dwoma domami, dwiema rodzinami. Bolał mnie jej smutek, łzy, które po każdej awanturze płynęły nieprzerwanie. Robiliśmy co w naszej mocy, aby wynagrodzić jej wszystkie przeżyte ciężkie sytuacje. Tłumaczyliśmy zachowanie matki na setki przeróżnych sposobów. Nie pomogły dodatkowe sprawy sądowe, rozmowy z kobietą, która nigdy nie wiedziała, czego tak naprawdę chce.


Dlatego, gdy po wyjściu z kawiarni, odprowadzeniu dziewczynki do samochodu, kompletnie się rozsypałam. Ruszyliśmy w drogę do domu, a ja, choć na zewnątrz wydawała się spokojna, w środku przeżywałam emocjonalną burzę. Wciąż myślałam o tym, co się stanie, gdy była żona Emila kolejny raz zmieni zdanie. Obawiałam się, że dziewczynka kiedyś nie wytrzyma i w ramach protestu zacznie sprawiać duże problemy wychowawcze. Zastanawiało mnie również milczenie Emila i postanowiłam porozmawiać o nim zanim dotrzemy na miejsce. Nie dawała mi spokoju jego bierność.


- Dlaczego byłeś taki milczący? – Zapytałam spokojnie, spoglądając na jego skupiony na drodze przed nami wzrok. – Zazwyczaj miałeś więcej do powiedzenia, zwłaszcza gdy chodziło o Shirę i kolejne potyczki z jej matką.


- Kiedy Mała zadzwoniła do mnie roztrzęsiona, działałem na autopilocie. Pojechałem po nią natychmiast i postanowiłem zabrać na spotkanie z tobą, ponieważ nie przestawała o to prosić. Jej matce nakazałem spotkanie z nami, to wydawało mi się logiczne, konieczne. Dopiero, gdy zobaczyłem cię wybiegającą z tej restauracji, całą uśmiechniętą, a później tak bardzo zmartwioną, zdałem sobie sprawę, iż prawdopodobnie stawiam cię w niezwykle niezręcznej sytuacji. Kolejny zresztą raz. – Spojrzał na mnie, uśmiechnął smutno.


- To faktycznie nie jest miła sytuacja, raczej podbramkowa, ale nie była powodem do zachowania milczenia. Nie sądzisz? – Zapytałam. Splotłam palce z jego palcami i delikatnie głaskałam zagłębienie pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.


- Przyznam, że zabrakło mi dzisiaj języka w gębie. Parłaś przed siebie niczym buldożer. Praktycznie nie dałaś nam dojść do słowa. Z tej strony cię chyba nie znałem – zaśmiał się nerwowo. – Widziałem twoją złość i to, jak próbowałaś zachować spokój. Nie chciałem sam podejmować decyzji o zabraniu Małej i przyznam, że uznałem, iż lepiej zachować milczenie i przekonać się jak zareagujesz, jaka będzie twoja decyzja. Ostatecznie nie miałem przecież prawa postawić cię przed faktem dokonanym i chłodno zakomunikować: „Słuchaj kochanie, sytuacja wygląda tak a tak i w związku z tym, zabieramy Shirę do siebie, czy ci się to podoba czy nie.” – Wzruszył ramionami.


Rozumiałam jego stanowisko i obawy. Smutno mi jednak było, ponieważ okazało się, że poddał wątpliwości moje uczucia do swojej córki, a te zawsze wydawały mi się jasne i klarowne. Kochałam ją całym sercem. Od samego początku traktowałam jak własne dziecko. Co poszło w takim razie nie tak? Czy gdzieś popełniłam błąd i to on sprawił, iż Emil przestał we mnie wierzyć?


- Pojmuję twoje stanowisko i tok rozumowania, a jednak jest mi przykro. Czy naprawdę myślałeś, że odmówię? Serio wydawało ci się, że będę chciała to wszystko najpierw przemyśleć, przekalkulować? Jeśli tak, to wygląda na to, że słabo mnie znasz. Myślałam, byłam pewna, iż wiesz jak bardzo Shirę kocham. Wiele razy rozmawialiśmy o tym, że Małej byłoby z nami lepiej, że czas najwyższy skończyć ciągłymi przepychankami i narażaniem jej na cierpienie.


- Masz rację, przepraszam. Spanikowałem, zwyczajnie spanikowałem. Odniosłem wrażenie, że tym razem stawiam cię pod murem, nie daję wyboru. Obawiałem się, że możesz nie znieść kolejnej idiotycznej sytuacji, w jakiej zostaliśmy postawieni. Nie chciałem źle, wybacz mi. Powinienem był wspierać cię w tej rozmowie, aktywnie uczestniczyć, a tymczasem zamknąłem się i cały ciężar zrzuciłem na ciebie. – Westchnął głęboko. – Idiota ze mnie.


- Nie jesteś idiotą. Teraz cię rozumiem, ale proszę – wspieraj mnie kolejnym razem. Choć z całego serca pragnę, aby kolejnego razu nie było i mam nadzieję, że więcej walczyć nie będziemy. To wszystko jest wręcz niewiarygodne. Nadal nie potrafię tej kobiety zrozumieć. Boję się, że zmieni zdanie, a Shira znowu ucierpi. – Zapatrzyłam się w świat za oknem. Rotterdam w godzinach szczytu, zatłoczony, zabiegany zawsze mi się podobał. Pomimo ciągłego pędu, który wyczuwało się tutaj każdym porem skóry lubiłam to miasto.


Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, słuchając naszej ulubionej muzyki. Ten dzień był zdecydowanie zbyt intensywny, a tak wiele nas jeszcze czekało. Marzyłam tylko o tym, aby jak najszybciej dotrzeć do domu, zrzucić ze stóp botki na wysokich obcasach, eleganckie ubranie rzucić w kąt i zniknąć w łazience. Wziąć gorący, relaksujący prysznic i poukładać pędzące w głowie myśli.


Weszliśmy do środka, gdzie natychmiast otoczyły nas uradowane powrotem do domu psy. Przywitałam się z nimi, zrzuciłam ze stóp buty i natychmiast skierowałam się w stronę schodów prowadzących na piętro.


- Wezmę prysznic i posprzątam szybko pokój Shiry – rzuciłam w stronę Emila, który właśnie zapinał psom smycze, aby wyprowadzić je na spacer.


- Poczekaj chwilę – poprosił, gdy wspinałam się po schodach.


- Tak? – zapytałam i odwróciłam w jego stronę. Wyciągnął do mnie dłoń, którą natychmiast ujęłam i pociągnął za nią delikatnie, zmuszając mnie tym samym, abym zeszła o dwa stopnie w dół. – Dziękuję, za wszystko dziękuję. – Objął mnie szczelnie wolną ręką.


- Nie musisz mi dziękować. – Delikatnie głaskałam go po głowie, którą przytulił do moje piersi. – To naturalne przecież, nie widzę innego wyjścia.


- Tak, wiem. Ale myślę, że inna kobieta nie zgodziłaby się na coś takiego, nie tak szybko. Jesteś wielka. Tak strasznie się cieszę, że Shira będzie z nami. Myślisz, że Amanda i Amadeusz nie będą mieli nic przeciwko?


- Nie jestem jak inne kobiety, przecież wiesz – zażartowałam, aby nieco rozluźnić atmosferę. – Myślę, że dzieciaki będą szczęśliwe. W końcu przestaną za sobą tęsknić, aby wysłuchiwać narzekań, że Shira powinna bywać u nas częściej.


- Wiesz, że jesteś najlepszym, co mogło mi się przytrafić? – Podniósł na mnie wzrok i pocałował delikatnie.


- To samo ja mogę powiedzieć o tobie – odpowiedziałam, gdy przestał mnie całować. – A teraz przestań już dziękować mi za coś, co jest całkiem zwyczajne i naturalne i wyprowadź wreszcie te psy. Ja biegnę pod prysznic, zostało nam mało czasu. – Odkleiłam się od Emila, kolejny raz uśmiechnęłam czule i ruszyłam na górę.


Pod prysznicem kolejny raz wróciłam do wydarzeń dnia. Zdałam sobie sprawę z tego, że mam wielkie szczęście. Otrzymałam od losu to, o czym zawsze marzyłam. Fantastycznego mężczyznę. Człowieka, który bardzo szybko stał się moim najlepszym przyjacielem, partnerem życiowym, moją opoką, wielką miłością. Miałam dwoje zdrowych, świetnych dzieci, a za chwilę po raz trzeci miałam stać się pełnoetatową mamą. Nasza rodzina stała się pełna. I szczęśliwa, najszczęśliwsza pod słońcem. Odsunęłam od siebie myśli o czekających nas sprawach sądowych. Pozostałam tylko przy tych pozytywnych. Nie mogłam się już doczekać powrotu Amandy i Amadeusza, aby przekazać im świetną nowinę. Oczami wyobraźni widziałam ich radość, uśmiechy. Widziałam, jak dziewczynki skaczą wokół siebie, całe rozradowane, że od teraz będą ze sobą każdego dnia i udawaną złość Amadeusza, że to nie sprawiedliwe, ponieważ nie ma brata, a dziewcząt w naszym domu jest zdecydowanie za dużo. Te wszystkie myśli wypełniały moją duszę ciepłem i zadowoleniem. Czyż można pragnąć od życia więcej?


- Czy zdążę jeszcze wskoczyć pod  prysznic? – Emil wszedł do łazienki, gdy stałam już ubrana w czarne jeansy i beżowy t-shirt z długimi rękawami. Z wielką ulgą wcisnęłam się w luźne, nie krępujące mnie ubrania i właśnie nakładałam delikatny makijaż.


- Oczywiście, prawie kończę. Masz łazienkę tylko dla siebie. W tym czasie posprzątam jeszcze pokój Shiry i możemy zbierać się do wyjścia. – Z lubością przyjęłam delikatny pocałunek w policzek.


Uwielbiałam nasze małe czułości. Przelotne pocałunki, uściski dłoni, głaskanie po plecach, gdy wykonywaliśmy jakieś obowiązki domowe lub wspólnie przygotowywaliśmy posiłki. Kochałam porozumiewawcze uśmiechy, żarty rzucane w tak zwanym międzyczasie. To właśnie bez tych drobnych gestów, małych radości nie mogłabym już żyć. Emil wypełniał nasz świat ciepłym słońcem, zadowoleniem i pozytywną energią tak bardzo potrzebną.


Kwiecień okazał się bardzo ciepłym miesiącem lecz nie na tyle, aby wyjść z domu bez okrycia wierzchniego. Tuż po osiemnastej, narzuciliśmy więc na siebie kurtki – Emil czarną kangurkę, bez której w zasadzie nie ruszał się z domu, ja skórzaną ramoneskę ze stójką i ruszyliśmy w drogę. Cieszył mnie luźny styl. Stopy w wygodnych zamszowych botkach odpoczywały po całym dniu biegania po mieście na obcasach.  Choć moja praca wymagała elegancji i bardzo dobrej prezencji, najbardziej lubiłam wygodę, jeansy i płaskie buty. Wtedy właśnie czułam się sobą.


- Myślisz, że się nie rozmyśliła? – Zapytałam, gdy od mieszkania byłej żony Emila, dzieliły nas zaledwie dwie ulice.


- Mam nadzieję, że nie. Tym razem mogłaby wyprowadzić z równowagi, a nie chciałbym aby Shira była świadkiem wybuchów złości i niepotrzebnych kłótni. Jedyne czego chcę, to mieć to już za sobą. Zabrać Małą i o ile to możliwe, nigdy więcej nie mieć z tą kobieta kontaktu.


- To proste nie będzie. Przed tobą jeszcze sąd – przypomniałam delikatnie.


- Przed nami, nie tylko przede mną. – Westchnęłam głęboko, gdy o tym wspomniał.

 

- Tak, wiem. Może jednak nie rozmawiajmy o tym teraz? Zabierzmy Małą i zróbmy sobie przyjemny wieczór. Dość mieliśmy emocji i stresu.


- Masz rację, powinniśmy się wszyscy zrelaksować. Może wybierzemy się gdzieś jutro po powrocie Ami i Amadeo? – Spodobał mi się ten pomysł. Uwielbiałam nasze wspólne wypadu. Tyle w nich było pozytywizmu, radości, śmiechu. Dzieciaki świetnie się dogadywały i zawsze, bez względu na to, gdzie byśmy się nie udali, bawimy się idealnie. Czerpały ze wspólnie spędzonego czasu wiele przyjemności.


- Basen, a potem obiad na mieście? – Rzuciłam pierwszy pomysł, jaki wpadł mi do głowy.

- Basen zawsze brzmi świetnie, a i obiadem na mieście nie pogardzę. – Emil uśmiechnął się od ucha do ucha. Lubiliśmy wspólne gotowanie, ale raz na jakiś czas rozpieszczaliśmy siebie posiłkami na mieście, aby nie spędzać długich godzin w kuchni, a po powrocie do domu móc wylegiwać się na sofie przed telewizorem.


- W takim razie ustalone. – Klasnęłam w dłonie uradowana.


Gdy dotarliśmy na miejsce, drzwi do mieszkania były otwarte, a w nich przestępując z nogi na nogę, czekała Shira. Wyraźnie nie mogła się doczekać wyjazdu. Odniosłam wrażenie, iż ona również obawia się zmiany zdania matki. Wysiadłam z auta i rozpościerając szeroko ramiona na przywitanie dziewczynki, która już biegła pędem w moja stronę, ruszyłam przed siebie. Zatopiła się w moich ramionach z takim impetem, że omal nie powaliła na ziemię. Gdyby nie Emil, który w ostatniej chwili pomógł mi utrzymać równowagę, leżałabym jak długa na chodniku. Entuzjazm Shiry rozbawił mnie tak bardzo, że nie potrafiłam przestać się śmiać.


- Zachowujesz się tak, jakbyśmy nie widziały się co najmniej kilka miesięcy. – Powiedziałam, całując Małą w ciepłe czoło. – Gwiazdko, biegasz w skarpetkach po chodniku? Nie masz bucików? – Zwróciłam jej delikatnie uwagę, na co matka Małej, stojąca w drzwiach i przyglądająca się całej sytuacji, wywróciła teatralnie oczami.


- Matka idealna – prychnęła pod nosem. Zignorowałam jej uwagę. Postanowiłam nie poddawać się emocjom, nie dać wciągnąć w kolejne słowne potyczki. Ostatecznie za chwilę mieliśmy mieć to za sobą. Nie było sensu przeciągać niepotrzebnie niechcianej wizyty i spotkania z kobietą niezrównoważoną, pozbawioną serca.


- Jesteś gotowa? – Zagadnęłam do Shiry. – Wszystko spakowane?


- Tak, jestem gotowa. Spakowałam tyle, ile się dało - ubrania, rzeczy do szkoły i przydasie, których nie mogę zostawić. Ale nie na wszystko starczyło mi miejsca w walizkach – dodała smutno.


- Nie martw się. To czego potrzebujesz, po prostu kupimy. Najważniejsze, że masz swoje ubrania i rzeczy, które są dla ciebie ważne, a których kupić się nie da. – Kolejny raz ucałowałam dziewczynkę w czoło. – Biegnij. Tatuś pomoże tobie z bagażami. Ja poczekam tutaj. – Popchnęłam dziewczynkę delikatnie w stronę drzwi wejściowych.


Stałam na zewnątrz ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i w duchu modliłam się, abyśmy zdążyli, aby za chwilę nie rozpętało się jakieś piekło. Od zabrania Shiry dzieliły nas zaledwie minuty, a jednak obawiałam się, że pole minowe, po którym się poruszamy, może przynieść kolejny nieoczekiwany wybuch. Nie myliłam się. Gdy tylko w drzwiach pojawił się obładowany pakunkami Emil i gotowa do drogi Shira, jej matka rozpoczęła kolejne niepotrzebne dyskusje. Pokiwałam Emilowi przecząco głową, dając znak, aby nie dawał się sprowokować. Dziewczynkę, która podbiegła już do mnie i kolejny raz przytulała mnie mocno, objęłam ramieniem i powiedziałam:


- Gwiazdko, rodzice chyba muszą jeszcze porozmawiać. Chodź, przejdziemy się kawałek. Tatuś zapakuje twoje rzeczy do samochodu, porozmawia z mamą krótko i zabierze nas po drodze. Co ty na to? – Uśmiechnęłam się zachęcająco.


- Dobrze, chodźmy. Nie chcę słuchać tej rozmowy. – Zgodziła się.


- Powinnaś pożegnać się z mamą, kochanie. – Przypomniałam delikatnie.


- Ale ja nie chcę. Chcę już stąd iść. Nie chcę z nią rozmawiać, bo znowu będzie krzyczeć. – Odpowiedziała płaczliwie.


- Zachowuj się kulturalnie, Gwiazdko. Należy się pożegnać. Zrób to szybciutko, jeśli obawiasz się złości mamy i już sobie idziemy. Dobrze? – Zachęciłam.


- Ale tylko szybkie „cześć” i nic więcej dobrze? – Mała prowadziła pertraktacje, rozmowa pomiędzy jej matką a Emilem przybierała na sile, słowa wypływały z nich coraz głośniej, a ja coraz bardziej wpadałam w panikę.


Dziewczynka podeszła do ojca, stanęła z matką twarzą w twarz, rzuciła szybkie i nieśmiałe: „Cześć, mamo” i czym prędzej wróciła do mnie. Matka nawet nie próbowała przytulić córki, która właśnie na dobre opuszczała ją i ich wspólny dotąd dom. Na ten widok moje serce pękło. Jak można być tak bezdusznym człowiekiem? A mówią, że każda matka kocha swoje dzieci. Ktoś się w tym stwierdzeniu pomylił i to bardzo.


Ruszyłyśmy wolno przed siebie. Próbowałam ją zagadywać, pytać o sprawy bieżące – jak jej minął dzień w szkole, czy nie jest przypadkiem głodna, jakie potrzebne jej rzeczy powinnyśmy kupić w najbliższych dniach. Odpowiadała półsłówkami. Wyraźnie wyczuwałam, że jest zestresowana, chce jak najszybciej wsiąść do samochodu i odjechać stąd. Co chwila oglądała się za siebie, jakby w obawie, że ujrzy biegnącą za nami matkę i będzie musiała wrócić. Poddałam się. Przestałam do niej mówić. Zamiast tego objęłam ramieniem, uśmiechnęłam się pokrzepiająco, gdy spojrzała na mnie zielonymi oczami, takimi samymi jak oczy jej ojca i tak szłyśmy w milczeniu, bezgłośnie modląc się, aby Emil nadjechał jak najszybciej.


Gdy samochód zatrzymał się tuż obok nas, westchnienie ulgi Shiry było tak wielkie, tak głębokie, że na chwilę ja wstrzymałam swój oddech. Jakże musiała się teraz cieszyć. Emil wyskoczył z samochodu, podbiegł do córki i wziął ją na ręce. Zamknięci w niedźwiedzim uścisku stali tak, a Emil raz po raz powtarzał: „Moja mała, kochana dziewczynka. Teraz będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze.” Po chwili wyciągnął do mnie rękę dając znak, abym podeszła i dołączyła do nich. Wtuliłam się w jego silne samie, objęłam Shirę i głaskałam ją delikatnie po kruchych plecach.


- Jedziemy do domu? – Przerwałam ciszę. – Ktoś ma ochotę na pizzę?


- Ja! – Wykrzyknęła radośnie nasza Gwiazdka, zeskakując na ziemię. – Jestem potwornie głodna! – Chwyciła się za brzuch. Roześmialiśmy się wszyscy, chwyciliśmy za ręce i ruszyliśmy do samochodu.


W drodze do domu wciąż zastanawiałam się czy Shira poradzi sobie z ostatnimi wydarzeniami, ze wszystkimi emocjami. Czy żal dopadnie nas niepostrzeżenie? A może jednak zdusimy go w zarodku rozmowami i tłumaczeniem czegoś, czego na dobrą sprawę nie dało się logicznie wytłumaczyć. Matka właśnie oddała swoje dziecko. Dobrowolnie zrezygnowała z jego wychowywania, z jego obecności w swoim życiu tylko dlatego, że nie potrafiła poradzić sobie z radością córki po wizytach u ojca. Jak logicznie wytłumaczyć to dwunastoletniej dziewczynce? Kiedy padnie pytanie dlaczego matka jej nie kocha? Co wtedy powiemy? Skłamiemy, iż tak nie jest czy staniemy twarzą w twarz z bolesną prawdą, którą trzeba będzie pomóc Shirze zaakceptować?


Po powrocie zamówiliśmy pizzę, rozpakowaliśmy część rzeczy Shiry i wieczór spędziliśmy na przyjemnym leniuchowaniu. Gdy Mała już spała, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, dla odmiany o sprawach błahych i o północy wtuleni w siebie zasnęliśmy. Czekał nas kolejny intensywny dzień, między innymi wypełniony rozmową z Amandą i Amadeuszem. 

Komentarze


bottom of page